Rząd obcy a prywatne szkolnictwo

Opublikowane przez Kacper Borys

Jako SUSSEN prawie od początków swego istnienia głosimy prywatyzację i autonomizację szkolnictwa. W ten sposób państwo polskie nie będzie miało wpływu na szkolnictwo, a szkoły będą mogły same ustalać swój program; to, kogo szkoła zatrudnia czy to, kogo przyjmuje do szkoły. I tu pojawia się, trzeba przyznać, dość rzadki zarzut, który na pierwszy rzut oka wydaje się być sensownym. Brzmi on mniej więcej tak: „Jeżeli państwo polskie nie będzie miało wpływu na szkolnictwo, to co w przypadku, jeśli inne państwa będą finansowały szkoły czy sieć szkół w Polsce wedle własnych interesów?”.

Dla zrozumienia tego argumentu, zobrazujmy sobie pewną sytuację: w Polsce szkolnictwo jest prywatne całkowicie. Federacja rosyjska postanawia założyć sieć szkół w Polsce, która uczy fałszywej, prorosyjskiej historii wybielającą poczynania Stalina i Putina. Można by odpowiedzieć, że przecież taka szkoła czy sieć szkół jest państwowa, bo finansowana z podatków, tylko że rosyjskich. Nie to jednak trafne uzasadnienie. Po pierwsze, nikogo nie obchodzi, czy pieniądze pochodzą od klienta czy od państwa rosyjskiego. Po drugie, nawet gdyby zakazać finansowania szkół przez obce państwa, w praktyce Rosja mogłaby bez najmniejszego problemu zataić swoją obecność w tym procederze. Jakie zatem jest rozwiązanie tego problemu?

I tu należy się zastanowić przede wszystkim, czy jest to w ogóle problem. Rozumiem, że oponent sugeruje, że takie szkoły obcych mocarstw byłyby tanie lub nieodpłatne. W innym wypadku, szkoła by podlegała reszcie konkurencji, więc chodziłoby do niej zapewne niewiele osób, co taką Rosję mogłoby nie interesować, jeśli ma ona na celu zindoktrynowanie mas. Ależ, dlaczego jest to problem? Potraktujmy tę szkołę jako charytatywną. Skoro bowiem państwo rosyjskie finansuje szkoły, które dla niej działają ze stratą, a dla nas są bezpłatne, no to chyba lepiej dla nas, prawda? To podaje też pod wątpliwość, czy Rosja chciałaby w ogóle tworzyć takie nieintratne szkoły. Ale przejdźmy do tematu fałszywej historii w tychże szkołach. Czy nie jest to pewna wada edukacji PAN?

Nie będzie takie problemu. Kiedyś pisałem artykuł o fałszywej historii w autonomicznych szkołach. Zasada ostracyzmu społecznego dotyczy również, a może nawet bardziej, szkół dopingowanych przez obce mocarstwa. Jeśli szkoła uczy fałszywej historii, to różne instytuty naukowe, pojedynczy naukowcy czy po prostu lokalna społeczność mogą bojkotować tę szkołę. A czy wiele osób chciałoby chodzić do szkoły z tak negatywną opinią? Jeśli zaś finansowanie tej szkoły przez Rosję byłoby jawne, to już w ogóle ludzie mogliby dać temu upust. Jeśli szkoła jest podejrzana o wpływy rosyjskie, mogą zadziałać np. dziennikarze śledczy, którzy mogliby zbić na takich sensacjach dobrą oglądalność, a działalność szkoły skutecznie obalić. Niektórzy naukowcy, oprócz bojkotowania, mogą wezwać przedstawicieli takich szkół na debatę, którą – o ile nie odbywa się na poziomie chwytów erystycznych – wygra głoszący prawdę.

A teraz mam zasadnicze pytanie do wszystkich socjalistów, którzy m.in. z tego powodu, popierają państwowe szkolnictwo. Skoro prywatna edukacja jest tak wielkim zagrożeniem dla rzetelnej nauki historii w szkołach, to kogo jest łatwiej przekupić? Jednego ministra edukacji czy wszystkie szkoły, które są autonomiczne? Zdawszy sobie z tego sprawę widzimy, że państwo rosyjskie ma większy interes w tym, aby edukacja w Polsce była scentralizowana, bo wtedy może przekupić jednego ministra, który przeforsuje fałszywą historię do szkół. Mając zaś do przekupienia dziesiątki tysięcy szkół, które dobrowolnie mogą odmówić, cel o zindoktrynowaniu mas staje się trudniejszy do osiągnięcia.

Kategorie: Ideowe

1 1 polubienie
Subskrybuj
Powiadom o

1 Komentarz
Wczytaj odpowiedzi
Zobacz wszystkie komentarze
Xd xd
1 rok temu

Sussenssiepałe