Biedni a edukacja prywatna

Opublikowane przez Kacper Borys

Częstokroć było mi słyszeć zarzut ze strony przeciwników prywatyzacji szkolnictwa, jakoby po tym zabiegu – prywatyzacji – niektóre osoby (w domyśle osoby biedne) byłyby wykluczone z możliwości uczenia się w szkole. Choć matematyka jasno pokazuje, że edukacja prywatna ZAWSZE jest tańsza od publicznej, gdyż przy prywatnej nie trzeba opłacać dodatkowej biurokracji w postaci Ministerstwa Edukacji, kuratoriów itd. (więcej tu: https://sussen.pl/edukacja-prywatna-kogo-bedzie-na-to-stac/), to przyznać muszę, że pewnych konkretnych jednostek może być nie stać na edukację, mimo, że ogólnie edukacja będzie tańsza.

Cóż zatem z tym fantem zrobić? Czy właśnie chcę przedstawić negatywny skutek uboczny prywatyzacji szkolnictwa tudzież jego wadę? Oczywiście, że nie będę sobie strzelał w kolano i również tym razem pragnę ukazać okazałą rewelację tej “wady” szkolnictwa prywatnego. Sami osądźcie moją mowę i dokonajcie osądu, czy moje rozumowanie ma sens. A jeśliby kto się nie zgodził, zapraszam do dyskusji.

Zacznę od ogółu. Edukacja prywatna jest ZAWSZE tańsza od publicznej, gdyż nie trzeba opłacać Ministerstwa Edukacji, kuratoriów, czasu poborców podatkowych, czasu samorządowców itd. Te atrybuty nie występują w przypadku szkolnictwa prywatnego, gdyż są zwyczajnie zbędne. W edukacji prywatnej: rodzic opłaca szkołę, a szkoła świadczy jego dziecku lekcje. Zaś w edukacji państwowej: poborca podatkowy zabiera rodzicu pieniądze (w podatkach), przekazuje je do organów wyższych, gdzie następnie część pieniędzy zostaje wydzielone na edukację. Później pieniądze te idą do samorządów, gdzie te opłacają szkoły sobie podległe. Trochę skomplikowane? Mało, że skomplikowane, to jeszcze jakże kosztowne!

Dlatego dla ogółu prywatyzacja szkolnictwa jest korzystna. Co jednak z tymi jednostkami, których stać na edukację nie będzie? Poniżej przedstawiam w miarę pełną listę, co taka biedna osoba może zrobić, w przypadku, gdy chce się uczyć, a środków jej brak. Przy niektórych opcjach daję dopisek o tym, dlaczego jest to opłacalne stronie przeciwnej na wolnym rynku:

  1. Prosi najbliższą rodzinę o pomoc (rodzice, rodzeństwo, dziadkowe, ciocie, wujkowie)
  2. Prosi znajomych o pomoc (sąsiedztwo, przyjaciele)
  3. Prosi fundację charytatywną o pomoc lub tworzy zbiórkę
  4. Prosi jakiegoś bogacza o pomoc – taki bogacz opłaciwszy edukację biedaka, buduje sobie pozytywny wizerunek
  5. Prosi szkołę o przyznanie stypendium – jeśli za 10 lat okaże się, że szkoła opłaciła przyszłego Einsteina, wówczas prestiż szkoły okazale wzrasta, przez co szkoła naraża się na dozgonny popyt, dzięki któremu może dźwignąć cenę
  6. Podpisuje umowę z jakąś firmą, że ta mu opłaci edukację w jakiejś szkole, a on w zamian będzie musiał odpracować w jakiejś firmie np. 2 lata
  7. Idzie na jakiś konkurs związany z jego pasją (np. pływanie), wygrywa go i wygrane pieniądze przeznacza na szkołę, do której chce chodzić
  8. Idzie do jakieś pracy, którą umie wykonać (np. na budowlankę niosąc ciężary) i zarobione pieniądze przeznacza na swą wymarzoną szkołę
  9. Zapisuje się do jakiejś szkoły społecznej lub przykościelnej, czyli do takich, które działają charytatywnie; nieodpłatnie
  10. Jeśli ma komputer – ma nieograniczoną możliwość korzystania z internetu: YouTube, Khan Academy, ChatGPT
  11. Niektórych dziedzin może uczyć się samemu poprzez praktykę (np. jeśli uczy się marketingu, chodzi po sąsiadach próbując sprzedać jakiś swój produkt)

Oto wszystkie pomysły, które mi do głowy przyszły. Generalnie powyższe punkty można podzielić na opcje żebracze oraz samodzielne. Biedak może albo żebrać albo wziąć sprawy w swoje ręce. I teraz słusznie mógłby kto zapytać “Po co komplikować sprawy? Nie lepiej wszystkim zagwarantować edukację, tak ażeby nikt nie musiał zbędnie się wysilać, aby zarobić na swą szkołę?”. Ja odpowiadam wówczas “Nie!”. Albowiem system powszechnego gwarantowania edukacji ma następujące wady:

  1. Trzeba opłacić biurokrację (w roku 2021 biurokracja w szkolnictwie kosztowała nas ponad 470 milionów złotych!)
  2. Osłabiamy w ten sposób mechanizm rynkowy motywujący ludzi do pracy. Jeśli wszystkim dzieciom zagwarantujemy edukację, niektórzy rodzice mogą się zniechęcić do wytężonej pracy, gdyż nie będą musieli opłacać edukacji dziecka, i poziom pracy z tego powodu spadnie, co przełoży się na mniejsze PKB kraju
  3. Robimy z dzieci kaleków, które traktujemy tak, jakby nie umiały sobie poradzić w życiu, jeśli są z biedniejszej rodziny. W ten sposób odbieramy dzieciom poczucie sprawczości.

Toteż mamy do wyboru opłacić wszystkim dzieciom edukację godząc się na powyższe wady albo stworzyć świat, w którym nikt nikomu edukacji nie gwarantuje. W takim świecie albo się rodzisz w bogatej rodzinie i, jeśli rodzice zechcą, poślą Cię do szkoły – co Ci nie gwarantuje bogactwa, albo w biednej rodzinie, gdzie samemu musisz zapracować na swą szkołę np. idąc do pracy. A jak nie jeden przedsiębiorca wie, praca w młodości to też nauka.

Kacper Borys

Kategorie: Ideowe

0 0 polubienia
Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Wczytaj odpowiedzi
Zobacz wszystkie komentarze